Pierwsze nazwisko przychodzące mi na myśl? Lee Richardson. Nie sposób pominąć tego zawodnika, zmarł tak niedawno. 13.05. już zawsze będzie mi się kojarzył z feralnym wypadkiem na torze we Wrocławiu.
Pamiętam, że gdy zobaczyłam ten upadek, pomyślałam - jeden z wielu. Byłam pewna, że Anglik zaraz wstanie, a jeśli nawet opuści tor w karetce, to skończy się na strachu. Potem uświadomiłam sobie jak bardzo się pomyliłam...
Zapamiętajmy go takim, jak na tym zdjęciu. Uśmiechniętego, bez żadnej szarości. |
Wieczorem jak w każdą niedzielę przeglądałam w internecie wyniki ze wszystkich torów, śledziłam kończące się spotkania. Na kanale TVP Sport: Gorzów vs Zielona Góra. W pewnym momencie moim oczom ukazał się nagłówek: "Poważna kontuzja Lee Richardsona." Jak najprędzej kliknęłam w link do artykułu... Ciężkie obrażenia wewnętrzne, operacja... A potem wszystko potoczyło się szybko. Pierwszy komentarz jaki zobaczyłam: "Spoczywaj w pokoju Lee. [*]"
- Tato.. Lee nie żyje. On nie może nie żyć! Dlaczego??? - płakałam jak małe dziecko.
- Spokojnie. Może źle przeczytałaś i coś ci się pomyliło. To na pewno nie jest prawdą. - jednak było. Mój tata - kibic z wieloletnim stażem, również nie mógł poradzić sobie z tą informacją.
Najwidoczniej tak musiało być. Ktoś tam do góry akurat potrzebował tak znakomitego zawodnika. Lee jest teraz na najwyższym poziomie speedwaya; w najlepszej, niebiańskiej drużynie.
Oczywiście jest jeszcze wiele osób, które odeszły i nie sposób ich wszystkich wymienić. Nie tak dawno opuścił nas świetny człowiek - Neil Street, gnieźnieński adept szkółki żużlowej - Arek Malinger, Matej Ferjan. Pewnie kojarzycie też wypadek Rifa Saitgariejewa czy Wojciecha Kiełbasy... W Gnieźnie natomiast ciągle pamiętamy o Tonym Kasperze.
Nie można zapominać o tych, którzy nie zmarli z powodu kontuzji czy choroby. Rafał Kurmański, Robert Dados, Łukasz Romanek... Tacy młodzi...
Nie wspominajmy tylko zawodników, którzy uprawiali żużel klasyczny. Długie tory, speedway na trawie i na lodzie, flat track...
Warto pamiętać, o tych, którzy dostarczali nam tylu emocji. Ryzykowali własne życie dla swojej pasji, a to największe poświęcenie. Cześć ich pamięci!
"Ci, których kochamy nie umierają nigdy, bo miłość to nieśmiertelność."
____________________
Dla wszystkich, którzy są zainteresowani bliższym poznaniem historii żużlowych wypadków odsyłam do stron:
W piątek postaram się napisać coś o Zbigniewie Raniszewskim.
Też myślę dzisiaj o Lee...Przyznam,że kiedy oglądałam mecz Wrocław-Rzeszów,podczas którego TO się stało,nie myślałam,że ten upadek będzie miał takie konsekwencje...Oglądałam telewizję,nie śledziłam internetu i nie czytałam informacji o "poważnej kontuzji".Od razu dotarła do mnie wiadomość o śmierci,podczas lubuskich derbów...To było okropne.Długo nie mogłam potem spać w nocy:(Niech spoczywa w pokoju.
OdpowiedzUsuńPS.I...wiesz co?Ja się już z tym żużlem wziązałam,że gdy(w jakikolwiek sposób)umiera któryś z nich,to trochę się czuję,jakby umarł ktoś z mojej rodziny:(
OdpowiedzUsuńNiech wszyscy spoczywają w pokoju. Gdy któryś z żużlowców odchodzi, również czuję się jakby moja rodzina straciła jednego członka... Ale warto pamiętać.
OdpowiedzUsuń____
Jeśli wcześniej były jakieś błędy, to przepraszam. Nacisnęłam publikuj zanim skończyłam pisać. Teraz już notka jest w pełni napisana. :)
do dzis nie moge uwierzyc ze lee nie zyje
OdpowiedzUsuń[*]
Dobrze pamiętam jak dostałam sms-a od koleżanki o śmierci Lee. Byłam akurat na derbach w Gorzowie... Kiedy odczytałam wiadomość po prostu usiadłam na krzesełku i wpatrywałam się z niedowierzaniem w telefon. Przecież ten wypadek wyglądał jak każdy inny!! Z resztą cały stadion zamarł, kiedy podano tą wiadomość przez głośniki. Spoczywaj w pokoju Lee [*]
OdpowiedzUsuńA tak poza tym to zapraszam na http://with-nothing-to-lose.blogspot.com/ oraz http://speedway-cicho-sza.blogspot.com/ na nowe rozdziały.
Brak słów...
OdpowiedzUsuńPiękna i wzruszająca notka...